Przeżyłem
tylko jeden Dzień Świętego Walentego wart przypomnienia. Byłem
wtedy w czwartej klasie. Miała na imię Katelyn. Żadne późniejsze
walentynki nie mogą się równać z tamtymi. Obraz Katelyn na zawsze
pozostał w mojej pamięci. W okolicy jednych z ostatnich walentynek
poczułem nagle, że muszę ją odnaleźć.Rok 2003. Południowa Kalifornia. Od dwóch lat kochałem się w Katelyn -
anielskiej istocie z przeciwka. Codziennie szliśmy razem z
przystanku autobusowego do domu. To były najszczęśliwsze chwile
mojego młodego życia.Sytuacja
nie była prosta. Po pierwsze, tak się złożyło, że David, starszy
brat Katelyn, był moim najlepszym przyjacielem. Po drugie, w obecności Katelyn czułem się dziwnie onieśmielony. Wśród kolegów zawsze
brylowałem. Przy niej odejmowało mi mowę. Chociaż Katelyn zawsze
była dla mnie miła, miałem wrażenie, że jej serce nie bije dla
mnie równie mocno jak moje dla niej.I oto nadszedł tamten
pamiętny Dzień Świętego Walentego. W szkole rozdawaliśmy sobie
kupione na tę okazję kartki. Ja dostałem zwyczajną, z napisem
„Bądź mój!”, podpisaną przez Katelyn i resztę klasy. Jednak w
drodze z przystanku Katelyn powiedziała: - Mam coś dla ciebie. Telefony do szkoły i dawnych znajomych nie
dały skutku. Wtedy pewien prawnik polecił mi firmę, która zajmuje
się szukaniem zaginionych osób. W godzinę po moim telefonie
dostałem adres Kate. Aż
mnie zamurowało.
Wyjęła z tornistra dużą czerwoną kopertę, wcisnęła mi do ręki i puściła się pędem do domu. Kiedy tylko znalazłem się w swoim pokoju, ostrożnie otworzyłem kopertę. W środku była najpiękniejsza na świecie ręcznie robiona kartka z czerwonego kartonu, ozdobiona białą wycinanką, błyszczącymi gwiazdkami i najróżniejszymi serduszkami. Wewnątrz Katelyn wypisała „Kocham Cię”. Staranne pochyłe litery z białego kleju pokryte były brokatem. Przeczytałem kartkę ze 30, 40 razy. Wreszcie ukryłem ją pod skarpetkami w szafie. Pewnie teraz moglibyśmy być z Kate małżeństwem, gdyby na naszej drodze nie stanął mój starszy brat - Antonio. Tamtego wieczoru, grzebiąc w moich rzeczach, natknął się na kopertę. Antonio był na studiach. Zachował się okrutnie, jak przystało na starszego brata. Pokazał kartkę od Katelyn Davidowi i innym chłopakom z sąsiedztwa. Ten rozgłos głęboko zranił Katelyn i mnie, niszcząc szansę budzącej się miłości.Potem mój ojciec oznajmił, że się przeprowadzamy. I to aż do Polski. Dla mnie oznaczało to prawdziwe zesłanie, daleko od ciepłego uśmiechu Katelyn. Podsunąłem rodzicom myśl, że zostanę i zamieszkam w domu dziecka. Ale nie miałem wtedy wiele do gadania. W szkole nasza wychowawczyni zorganizowała przyjęcie pożegnalne. A ja tylko wpatrywałem się w Katelyn, która, po raz pierwszy od tamtych walentynek, też patrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami pełnymi łez.
W autobusie usiadła koło mnie i przez całą drogę trzymała mnie mocno za rękę. Kiedy znaleźliśmy się przed moim domem, próbowałem znaleźć słowa, żeby wyrazić straszny ból rozdzierający mi serce
:- No to... cześć! - wyjąkałem wreszcie.Katelyn pocałowała mnie w policzek i popędziła na drugą stronę ulicy. Tak po prostu. I już jej nie było.Nieraz przychodziło mi do głowy, że poszukiwania ukochanej z klasy świadczą o nie całkiem zdrowych zmysłach. Ale wierzyłem, że taka miłość nie mija bez śladu, że zawsze pozostaje jakiś sentyment. Byłem gotów jechać za nią, gdziekolwiek rzucił ją los, i... kto wie?Do tamtej pory moje dążenie było czystą fantazją, ale teraz miałem w ręku przerażająco konkretną informację.
Czy rzeczywiście tego chcę? Czy warto ryzykować najświętsze wspomnienia, żeby się tylko rozczarować? Ale wydawało mi się, że głupio jest teraz zatrzymać się, kiedy byłem już tak blisko niej.
Droga Katelyn - zacząłem swój list - mam nadzieję, że mnie nie zapomniałaś. Cały dzień spędziłem na pisaniu. Poszedłem na pocztę i wysłałem ekspres. Następnego dnia wieczorem zadzwonił telefon
.- Oczywiście, pamiętam cię - powiedział głos
.- Katelyn??- Miałeś psa, który nazywał się Willy?
- Tak
.- Codziennie chodziłeś do szkoły w kurtce drużyny Oakland Raiders, nawet w upał?
- Tak.
- Stłukłeś jakiegoś dzieciaka na przystanku, bo się ze mnie śmiał, kiedy miałam ospę?
- Katelyn..
.- Witaj nieznajomy.
Rozmawialiśmy godzinę i pośmialiśmy się zdrowo z tego, jakim utrapieniem dla nas byli nasi bracia. W czasie rozmowy napomknęła coś o pracy, mężu i dwóch synach. Ja też streściłem swoje osiągnięcia życiowe. Wydawało mi się, że szczerze się zaciekawiła. Zgodziła się na spotkanie w restauracji w przyszłym tygodniu.- Pan nazywa się Pena? - zapytał kelner.Skinąłem głową.- Wiadomość od Katelyn. Bardzo przeprasza, ale spóźni się godzinę.To było niby odroczenie. Przez cały dzień żołądek ściskał mi się z nerwów. Może dobrze zrobi mi chwila, żeby się pozbierać. Poszedłem na krótki spacer. Myślałem o setkach możliwych powodów spóźnienia Kate. Musiała zostać w pracy. Nie mogła znaleźć opiekunki do dzieci. Miała awanturę z mężem, zazdrosnym narwańcem, który grozi, że mnie dopadnie. I wtedy doznałem olśnienia - nie muszę przez to przechodzić, żeby za wszelką cenę dowiedzieć się, jakby to mogło być. Wiedziałem o niej wszystko, co trzeba. Któż chciałby odkryć, że po 10 latach uczucia wyblakły i nic nie przyda im blasku? Może i takie jest życie, ale romanse czwartoklasistów są inne. Niedaleko restauracji znalazłem sklep papierniczy. Kupiłem papier, koperty, biały klej i brokat. Przysiadłem na ławce i napisałem:
Katelyn,jestem pewien, że spędzilibyśmy dziś cudowny wieczór, ale tak naprawdę chciałem tylko podziękować Ci za walentynkową kartkę, którą dałaś mi dawno temu. Może sądzisz, że to było bez znaczenia, ale właśnie takie podarunki niosą w sobie cały urok świata. Dlatego nigdy Cię nie zapomnę.Twój Carlos
Napisałem klejem na dużej czerwonej kopercie jej imię, obsypałem obficie brokatem i poczekałem aż wyschnie. Wróciłem do restauracji, przypieczętowałem kopertę najbardziej niewinnym pocałunkiem, na jaki mnie było stać, położyłem kartę na stole i wyszedłem.
Wyjęła z tornistra dużą czerwoną kopertę, wcisnęła mi do ręki i puściła się pędem do domu. Kiedy tylko znalazłem się w swoim pokoju, ostrożnie otworzyłem kopertę. W środku była najpiękniejsza na świecie ręcznie robiona kartka z czerwonego kartonu, ozdobiona białą wycinanką, błyszczącymi gwiazdkami i najróżniejszymi serduszkami. Wewnątrz Katelyn wypisała „Kocham Cię”. Staranne pochyłe litery z białego kleju pokryte były brokatem. Przeczytałem kartkę ze 30, 40 razy. Wreszcie ukryłem ją pod skarpetkami w szafie. Pewnie teraz moglibyśmy być z Kate małżeństwem, gdyby na naszej drodze nie stanął mój starszy brat - Antonio. Tamtego wieczoru, grzebiąc w moich rzeczach, natknął się na kopertę. Antonio był na studiach. Zachował się okrutnie, jak przystało na starszego brata. Pokazał kartkę od Katelyn Davidowi i innym chłopakom z sąsiedztwa. Ten rozgłos głęboko zranił Katelyn i mnie, niszcząc szansę budzącej się miłości.Potem mój ojciec oznajmił, że się przeprowadzamy. I to aż do Polski. Dla mnie oznaczało to prawdziwe zesłanie, daleko od ciepłego uśmiechu Katelyn. Podsunąłem rodzicom myśl, że zostanę i zamieszkam w domu dziecka. Ale nie miałem wtedy wiele do gadania. W szkole nasza wychowawczyni zorganizowała przyjęcie pożegnalne. A ja tylko wpatrywałem się w Katelyn, która, po raz pierwszy od tamtych walentynek, też patrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami pełnymi łez.
W autobusie usiadła koło mnie i przez całą drogę trzymała mnie mocno za rękę. Kiedy znaleźliśmy się przed moim domem, próbowałem znaleźć słowa, żeby wyrazić straszny ból rozdzierający mi serce
:- No to... cześć! - wyjąkałem wreszcie.Katelyn pocałowała mnie w policzek i popędziła na drugą stronę ulicy. Tak po prostu. I już jej nie było.Nieraz przychodziło mi do głowy, że poszukiwania ukochanej z klasy świadczą o nie całkiem zdrowych zmysłach. Ale wierzyłem, że taka miłość nie mija bez śladu, że zawsze pozostaje jakiś sentyment. Byłem gotów jechać za nią, gdziekolwiek rzucił ją los, i... kto wie?Do tamtej pory moje dążenie było czystą fantazją, ale teraz miałem w ręku przerażająco konkretną informację.
Czy rzeczywiście tego chcę? Czy warto ryzykować najświętsze wspomnienia, żeby się tylko rozczarować? Ale wydawało mi się, że głupio jest teraz zatrzymać się, kiedy byłem już tak blisko niej.
Droga Katelyn - zacząłem swój list - mam nadzieję, że mnie nie zapomniałaś. Cały dzień spędziłem na pisaniu. Poszedłem na pocztę i wysłałem ekspres. Następnego dnia wieczorem zadzwonił telefon
.- Oczywiście, pamiętam cię - powiedział głos
.- Katelyn??- Miałeś psa, który nazywał się Willy?
- Tak
.- Codziennie chodziłeś do szkoły w kurtce drużyny Oakland Raiders, nawet w upał?
- Tak.
- Stłukłeś jakiegoś dzieciaka na przystanku, bo się ze mnie śmiał, kiedy miałam ospę?
- Katelyn..
.- Witaj nieznajomy.
Rozmawialiśmy godzinę i pośmialiśmy się zdrowo z tego, jakim utrapieniem dla nas byli nasi bracia. W czasie rozmowy napomknęła coś o pracy, mężu i dwóch synach. Ja też streściłem swoje osiągnięcia życiowe. Wydawało mi się, że szczerze się zaciekawiła. Zgodziła się na spotkanie w restauracji w przyszłym tygodniu.- Pan nazywa się Pena? - zapytał kelner.Skinąłem głową.- Wiadomość od Katelyn. Bardzo przeprasza, ale spóźni się godzinę.To było niby odroczenie. Przez cały dzień żołądek ściskał mi się z nerwów. Może dobrze zrobi mi chwila, żeby się pozbierać. Poszedłem na krótki spacer. Myślałem o setkach możliwych powodów spóźnienia Kate. Musiała zostać w pracy. Nie mogła znaleźć opiekunki do dzieci. Miała awanturę z mężem, zazdrosnym narwańcem, który grozi, że mnie dopadnie. I wtedy doznałem olśnienia - nie muszę przez to przechodzić, żeby za wszelką cenę dowiedzieć się, jakby to mogło być. Wiedziałem o niej wszystko, co trzeba. Któż chciałby odkryć, że po 10 latach uczucia wyblakły i nic nie przyda im blasku? Może i takie jest życie, ale romanse czwartoklasistów są inne. Niedaleko restauracji znalazłem sklep papierniczy. Kupiłem papier, koperty, biały klej i brokat. Przysiadłem na ławce i napisałem:
Katelyn,jestem pewien, że spędzilibyśmy dziś cudowny wieczór, ale tak naprawdę chciałem tylko podziękować Ci za walentynkową kartkę, którą dałaś mi dawno temu. Może sądzisz, że to było bez znaczenia, ale właśnie takie podarunki niosą w sobie cały urok świata. Dlatego nigdy Cię nie zapomnę.Twój Carlos
Napisałem klejem na dużej czerwonej kopercie jej imię, obsypałem obficie brokatem i poczekałem aż wyschnie. Wróciłem do restauracji, przypieczętowałem kopertę najbardziej niewinnym pocałunkiem, na jaki mnie było stać, położyłem kartę na stole i wyszedłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hey! TAKA NIESPODZIANKA ODE MNIE :) Nie dodałam rozdziału w sobotę aby dodac dziś to :) Mam nadzieje, że wam się spodobała. Nowy rozdział będzie pewnie w niedzielę a jak nie to w tygodniu. Pewnie wtorek albo sroda. Postaram się już nadrobić te stracone rozdziały. I piszcie co myślicie o jednorazówce :) To do Napisania!
~ Hendersonka
To jest przepiękne! Carlos ^^ uwielbiam cię! Pisz więcej jednorazówek! ;**
OdpowiedzUsuńTa jednorazówka jest piękna. Kocham ją.. Biedny Carlos :c.. Piszesz genialne jednorazówki. x D
OdpowiedzUsuńCudna jednorazówka i zarazem wspaniała niespodzianka na walentynki...
OdpowiedzUsuńDziękuje ja i zapewne wszyscy twoi czytelnicy,
lecz trochę mi smutno, że jednak się nie spotkali i byli razem, ale takie jest przecież życie, raz coś mamy, a zaraz to się kończy, a najgorsze jest to, że los czasami nie daje drugiej szansy lub nie umiemy jej wykorzystać...
Ooooo jaka jednorazówkaaaa *O* Też chce pisać takie jednorazówki!
OdpowiedzUsuńCzekam na takich więcej! :****
Genialne:)
OdpowiedzUsuńJejku, sliczna jednorazowka! Taka... Ahh! Az brak mi slow, po prostu sliczna! U mbie tez pojawila sie walentynkowa jednorazowka i nowy rozdzial! Serdecznie zapraszam;
OdpowiedzUsuńhttp://big-time-rush-lovestory-4ever-bypaula.blogspot.com
SUPER! Genialna jednorazówka,czekam nn! :)
OdpowiedzUsuńOoooooooooooooo ^^ Jakie to słodkie x33333 Ślicznie piszesz :)
OdpowiedzUsuń