niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 3

- Gdzie ja jestem? - Zapytałam sie zdumiona. Znalazłam sie w dziwnym, mrocznym miejscu, gdzie nie ma nikogo prócz czarny, starych ogromnych drzew bez liści. Miałam wrażenie, ze śledzą one mój każdy ruch. Byłam na jakiejś łące, która była podpalona i nic nie zostało z niej. W powietrzu unosił sie zapach spalenizny i strachu. Biedne zwierzęta uciekały w stronę mrocznego lasu, aby być jak najdalej od tego zniszczonego miejsca gdzie do niedawna był ich dom. Z żalem szłam dalej patrząc na te niewinne stworzenia. Brnęłam w głąb. Cała byłam oblana strachem, ale szłam prężnie dalej. Z każdym krokiem, zbliżałam się do pewnej chaty. Nie była ona mroczna jak wszystko inne, wydawała sie przyjazna. Aby sie upewnić, podeszłam do niej i zaczęłam przyglądać sie co jest za oknem. Ujrzałam tam tylko małą świecę która płonęła i rozświetlała pomieszczenie. Powoli od sunęłam się od okna i coś, a moze ktoś za mną stał. Nie mogłam sie ruszyć, cała byłam w strachu.Wzięłam głęboki oddech ode pchnęłam się od kogoś.  Niestety potknęłam sie o gałąź i upadłam na twarz. Odwróciłam się. Nade mną stała jakaś osoba ubrana w czarny strój z nozem w ręku.
- Co ty chcesz ze mną zrobić? - zapytałam sie z przerażeniem
- Ja nie, nic takiego. Chcę abyś już nie cierpiała na tym świecie. - Nie  wiedziałam o co chodzi, ale ze strachu wstałam i kopnęłam go w krocze po czym zaczęłam uciekać. Biegłam jak najdalej nawet nie wiedząc gdzie jestem, aż byłam w ślepej uliczce. On do mnie podbiegł i wziął duży zamach dłonią.
- NIeeeeeee!! - I nagle nóż stanął przed moimi ustami
- Laura!! Laura!! Ej wstawaj dziewczyno!
- Co co cooo? - Wystraszyłam sie i spadłam z hukiem z łóżka. - Co ty tu robisz?
- Krzyczałaś i przybiegłam,  nic się nie stało?
- Nie, miałam tylko dziwny sen. Możesz isć dalej spać. - Wstałam i znów położyłam sie otulając siebie kołdrą i wtulajac w poduszke.
- Jest 13 godzina! A ty byłaś umówiona na 14 z Carlosem.
- Ja sie z nim nie umawiałam.
- A tak.. ja ciebie umówiłam bo ty spałaś. Chciał sie z Tobą spotkać aby coś ustalić.
- Carlos? To ta gwiazdeczka tak? Aaa skad on miał mój numer telefonu?
- On nie dzwonił, przyszedł tu i chciał z toba rozmawiać. Ale ze ty spałaś to powiedział, ze przyjdzie o 14 bo ma do ciebie coś ważnego. - Ledwo co poznasz kogoś nowego, już coś od ciebie chce. Wiedziałam,z e tak bedzie, ale ze nastąpi to tak szybko?  Tego nie wiedziałam.
- No dobra dzieki ze mi o tym powiedziałaś chociaż. A teraz zmykaj chce sie ogarnąć. - Klara wstała i uśmiechneła sie na dowiedzenia. Czasem jest dobrą siostrą.. ale rzadko tak ma. Podeszłam do okna i odsunęłam rolety. Słońce nie miało litości i świeciło centralnie w moje okno. Chciałam je zasłonic, ale moja uwagę przyciągnął pewien blondyn. Chwila.. czy on gada z Klarą?No jeden dzień a ona juz znalazła sobie towarzysza? Nie to chyba jakiś sąsiad.. on jest za stary na nią, ale dla mnie w sam raz. Zaczęłam sie uśmiechać do okna i wtedy Klara spojrzała w nie a ja szybko kucnęłam aby mnie nie zobaczyli. - No dobra idę się ogarne, bo to jakaś wielka masakra. - Powiedziałam to na głos do siebie i czmychnęłam do łazienki.

                                                  *** z pkt. widz.Klary***
- To jak? Idziesz teraz do Laury?
- Tak, musze z nią pogadać.
- No to chodźmy, zgaduję, ze ona jeszcze sie zbiera. - Wzięłam go za rekę i pociagnęłam do domu. Wychodzac z niego, miałam nadzieję, ze spotkam Carlosa. Chciałam go poznać, ale musiałam sie ogarnac, bo ostatnio chyba go wystraszyłam moim krzykiem. Ale i tak nadal mam usmiech na twarzy bo go spotkałam. Gdy szukalam kluczy do domu, Carlos akurat podjechał pod nasz dom.
- A co on tu robi Klara? - Louis spytał sie z niezadowoleniem.
- Carlos? Aaa ma jakąs mała sprawę do Klary. - W tym momencie Los wyszedł z samochodu ciągnąc za sobą Sydney i Kiki. No co? Znam swojego idola.
- SYDNEY!! - I po co ja krzyknęłam. Latynos spojrzał sie na mnie i szeroko uśmiechnął. Puscił Sydney a ona podbiegła do mnie. Śliczna i słodka psinka.
- Cześć. Jak widze znasz moje zwierzaki.
- Haha tak, przepraszam znów, ze no wiesz...
- Spokojnie, i tak nie jestes tak bardzo szalona jak niektórzy. - Zarumieniłam się, i zaczęłam sie śmiać.
- No dobra znalazłam te klucze wejdźcie. - Gdy weszlismy Laura leciała na dół po schodach w turbanie. Haha fajnie wyglądała.
- AA co wy tu robicie?
- No mówiłas żebym przyszedł o 14, no to jestem.
- Jest jeszcze 20 minut do 14.. ahhh sorki za mów wyglad.
- Nie no  ślicznie wyglądasz - Wtedy Louis podszedł do niej i dał jej buziaka w policzek.
- Lou ej przestań. Carlos chodź do salonu bo chciałeś coś ode mnie tak?
- tak tak, ale wolałbym tu. - Spuscił głowę w dół i wprowadził Kiki i Sydney do środka.

                                                                 *** z pkt.widz Carlosa ***

Wszedłem do srodka. Oby Laura sie zgodziła popilnować Sydney i Kiki... ahh nie zostawie ich samych na tydzień.

- Laura mam do ciebie małą prosbę. - Spusciłem znów głowę, bo jakoś wstydziłem sie poprosić ją o przysługę, bo dopiero co sie poznaliśmy.
- Hmm słucham? Ale sądząc po twojej minie i zwierzakach.. czy ty nie chcesz abym sie nimi zaopiekowała? - Woow zna mnie lepiej niż ja sam.
- Tak. Wyjeżdżam na tydzień do Europy aby załatwić sprawy dotyczące trasy swiatowej a moich zwierzaków zabrać nie mogę. A nie mam ich z nikim zostawić. Miałem je oddac ta psiego hotelu, ale pomyślałem, że ty lepiej byś sie nimi zajęła. Zgadzasz się? - Widziałem, ze nie zbyt spodobało jej sie to co zaproponowałem. 
- Hmm y.. no wiesz, ja nigdzie nie wyjeżdżam, ale jeszcze zapytam sie Klary. Klaara! - Laura zawołała Klarę tak głono, ze zbiła szklankę stojącą obok nas.
- Słucham! Co? Mam sprzątnąć szkankę którą zbiłaś zgaduje? Okej.. już sprzątam.
- Nie nie o to chodzi.. ale jak sprzątasz to dokończ. Chodzi o to, ze Carlos chce zostawić pod naszą opieką jego zwierzaki co ty na to?
- Że z nami maja zostać Kiki i Sydney? JASNE! Na co ty czekasz. - Uśmiechnąłem się i przytuliłem z całego serca Laurę i Klarę. Kamień z serca mi spadł, ze nie musiałem zostawiać  moich zwierzaków w jakimś hotelu. Jeszcze by wszy dostały.
- Na prawde zgadzasz sie? Dziekuję dziękuję Ci! Obiecuję, odwdziecze ci sie w najbliższym czasie. Juz ci wszytko mówie. Sydney mozesz wypuscić sama na spacer, ona tu wróci, Kiki lata gdzie chce ale niczego nie podrapie, nie jest agresywna więc spokojnie.  Tu masz karmę, i wszytkie zabwki. Wiesz juz sie ubezpieczyłem. I ważna rzecz, jeśli Sydney nie będzie chciała reagować na angielskie komendy to zacznij mówić po niemiecku.
- Niemiecku? serio?  - Widać, ze sie zdziwiła.
- Musze już lecieć, samolot zaraz mi ucieknie i jeszcze raz wielkie dzięki.
- nie ma zaa - Nie dałej jej dokończyć tylko od razu wybiegłem z domu, zostało mi tylko 20 minut do wystartowania samolotu. Kurczę musze szybko jechać. Zapiąłem pasy i ruszyłem w stronę lotniska w LA. Juz byłem bardzo zmęczony, ale to nic mam nadzieję, ze na lot się nie spóźnię.
  Dojechałem, mam jeszcze 5 minut. Zacząłem biec i zauważyłem chłopaków.
- Kendall, ej chłopaki czekajcie!
- No co tak długo? Juz chcieliśmy dzwonic do menagera aby ci lot przebukowali. - tak zawsze pomocny Logan
 - Tak dzieki.. okej zaraz wylot a my jeszcze tu, szybko no wsiadajcie!! - W ostatniej chwili wsiedliśmy do samolotu i wylecieliśmy do Paryża.

                                                                 *** z pkt.widz Laury***

- No i co ja zrobię z Nimi no? No słodkie jesteście ale nie wiem czy dam radę się Wami zaopiekować
- Oj laura przestań, wiem że one są spokojne i prędzej, one pomogą Tobie niz ty im. Spokojnie ja ci pomogę, uwielbiam zwierzaki - Przynajmniej mam ją. Podeszłam do Sydney a ona zczęła mnie lizać po twarzy
- Wiesz Klara chyba polubię tą Sydney. - reszte dnia spędziliśmy na zabawie ze zwierzakami oraz na rozmowie czemu Louis przefarbował sie na blond. To mnie szczerze zszokowało. Okazało sie, ze założył się z kolega o to kto dłużej wytrzyma pod wodą. No i efekt mamy. Genialnie wygląda w blondzie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak oto przedstawia sie nowy rozdział :D mam nadzieję, ze jako tako moze byc :D Nastepny rozdział bedzie labo w środę lub w sobotę, zależy jak się wyrobie :*


środa, 3 lipca 2013

Rozdział 2

Bardzo cieszę się, ze pierwszy rozdział Wam się spodobał. Teraz wiem, ze mogę pisać dalej :D

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Gdzie jest ten Louis?! Siedzę na trawniku przed domem już 20 minut wsłuchana w muzykę sąsiadów którzy słuchają The Beatles czekając na tego wariata który poszedł rzekomo szukać pomocy aby zawieźć nas na lotnisko po Klarę. Nie wiem czemu zaufałam mu, zapomniałam, ze przeważnie Louisowi nic nie wychodzi ahh. Położyłam się zamknęłam oczy i na spokojnie czekałam aż przyjedzie. Gdy tak leżałam i słuchałam " Help" poczułam, ze ktoś nade mną stoi. Westchnęłam i otworzyłam oczy.
-Cześć! Nic ci nie jest? - Stał przy mnie pewien chłopak o krótkich brązowych włosach. Chyba latynos, bo miał ciemną karnacje. Ale czemu podszedł do mnie?
- Hey, nie nic mi nie jest po prostu czekam na kolegę. A ciebie co tu sprowadza? - Chłopak uśmiechnął się i usiadł przy mnie trzymając deskę w dłoni.
- Mieszkam tu obok, chciałem pojeździć i zobaczyłem ciebie, myślałem ze coś sie stało bo leżałaś i sie nie ruszałaś.
- Haha dzieki za sprawdzenie czy żyję. A tak rozmawiamy i nawet sie nie znamy jestem Laura. - Ponownie zobaczyłam u niego miły uśmiech. Jak mogłam nie wiedzieć, ze w pobliżu mam takiego sąsiada. Po chwili ciszy z niepewnością przedstawił sie. Miał na imię Carlos i pochodził z Columbii. - Carlos.. hmm ładne imię takie niespotykane. Mówi mi coś to imię ale nie mogę sobie przypomnieć co konkretnie.
- Chętnie poznałbym z czym albo z kim kojarzy ci sie moje imię. - Zaczęliśmy rozmawiać, po chwili już śmialiśmy się a ja myślałam, ze znamy sie od długiego czasu. Wtedy spojrzałam sie na zegarek. Była 16.40 przecież za 20 minut Klara ląduje a mnie nie ma jeszcze na lotnisku. Zaczęłam panikować a Carlos kazał mi się uspokoić i dać szansę Louisowi. Przez 5 minut Carlos mnie uspokajał, i wtedy przyszedł Louis z ROWEREM! Tak rower! No jak ja mam odebrać Klare rowerem ?
- Louis! No oszalałeś? Przecież do lotniska stad jest 20 minut drogi samochodem.. a ty załatwiasz rower na jedna osobę! A jak przywiozę Klarę do domu?
- ouu.. no o tym nie pomyślałem Laura.. to co? Mam oddać rower tak?
- TAK! okej jest za 10 siedemnasta.. jak pobiegnę na przystanek załapie autobus który mnie podwiezie na lotnisko. Trudno Klara poczeka. - Chciałam już się zerwać do biegu, ale ktoś złapał mnie za rękę. To był latynos.
- Laura zaczekaj. Jeśli chcesz mogę Was podwieźć na lotnisko. Mam samochód i trochę wolnego czasu teraz więc nie ma sprawy mogę was zawieźć. - Spojrzałam sie na Lou i pokiwaliśmy głowami na TAK. Podeszłam do Carlosa i z całej siły przytuliłam go.
- No dobrze, to jedźmy. Ja zadzwonię do Klary, ze nie ma sie czym martwić.
- Poczekajcie za 5 minut wracam z autem. - Normalnie uwielbiam go. Dopiero sie poznaliśmy a już tyle dla mnie zrobił. Uwielbiam takich ludzi. Ale strasznie przypomina mi kogoś o kim w domu ciągle słyszałam. Nie wiem, nie przypomnę sobie.
-  Ej Lori.. on ci kogoś nie przypomina? Bo ja go skądś kojarze, ale nie wiem skąd.
- Może po prostu go wcześniej widzieliśmy na ulicy a teraz myślimy, ze jest kimś sławnym. on jest miły, wątpie aby był jakąś gwiazdą. Gdy tak rozmawialismy Carlos podjechał białym BMW. nie nieźle sie prezentował.
- Fajny samochód! - Wykrzyknął Louis, Tak mogłam sie tego spodziewać on uwielbia motoryzację.
- Dzieki. To co wsiadacie? Chyba nie karzecie Klarze na siebie czekać?
- A tak już już wsiadamy. - Usiadłam z przodu przy latynosie i ruszyliśmy po moją siostrę.
- Laura chciałem sie ciebie spytać, ty nie jesteś z USA prawda? Masz inny akcent, to skąd jesteś?
- Dużo osób mnie o to pyta. Pochodzę z Polski, a tu przeprowadziłam się, bo uwielbiam ameryke.
- O jak miło się składa. Mój przyjaciel jest cześciowo Polakiem ale nic nie potrafi powiedzieć po Polsku. Być go podszkoliła.
- Nie ma sprawy, jeśli on zechcę zawsze mogę pouczyć mojego ojczystego języka.  - Reszta drogi do lotniska minęła na uczeniu Polskiego chłopaków. Śmiesznie im to wychodziło, ale się nie dziwie, nasz język jes trudny.
- To wy lećcie po dziewczynę a ja zostanę tu, mam nadzieję, ze długo Wam tam sie nie zejdzie. - Wypadliśmy z samochodu i pobiegliśmy szukać Klary. Nie było trudno stała obrażona przed wejsciem.
- Przylatuje do ciebie na wakacje, jesteś moją siostra, nie znam LA,  nie widziałyśmy sie od roku a ty jeszcze się spóźniasz? - Była cała czerwona i wściekła na nas, nie dziwie się, pół godziny czekała.
- Przepraszam, samochód mam uszkodzony i szukaliśmy podwózki, no i znaleźliśmy. Wiec sie nie gniewaj tylko chodź jedziemy do domu bo jesteś pewnie wykończona po dziewiecio-godzinnej podróży. - Podeszlismy kawałek a carlos uchylił okno. W tedy Klara sie zatrzymała.
- EE Laura a czy ty nie pomyliłaś samochodu? Przecież tam siedzi Carlos!
- Nie nie pomyliłam się, a ale chwila skad ty go znasz? - Wtedy do mnie dotarło skąd go znam. To był Carlos Pena ze sławnego amerykańskiego BousBandu BTR o którym Klara całe dnie mi truła głowę w domu. Złapałam sie za głowę i nie dowierzałam. Ciągle mówiłam ale jak to'/ Ogarnełam, sie aby nie pomyślał ze jestem wariatką, wolałam wyszaleć sie w domu.
- Hey, już jesteśmy poznaj Klare. Klara to jest Carlos tylko błagam nie wybuchnij krzykiem.
- A czemu miałaby to zrobić.
- Chwila raz, dwa, trzy - wskazałam na Klarę a ona zaczęła krzyczeć. - Dlatego, już wiesz.- Carlos był skołowany, ale też sie ucieszył na widok fanki. Wsiedliśmy do jego samochodu i kazałam usiąść siostrze z tyłu bo przeszkadzałaby brunetowi.
- Przepraszam CIę za nią. To sie nie powtórzy.
- Nie spoko, wyluzuj, mam to na co dzień i się przyzwyczaiłem - Tym razem dojechaliśmy do domu w kompletnej ciszy bo byliśmy wszyscy w kompletnym szoku.
- Dziękuję za podwiezienie Carlos. Musze się za to jakoś odwdzięczyc.
- Przyjdzie na to czas, na razie mam nadzieje, ze sie jeszcze spotkamy. I nie zapomnij o obiecanej lekcji Polskiego. - Wtedy odjechał a Klara krzyknęłam KOCHAM CIĘ. Opuściłam głowę ze wstydu i weszłyśmy do domu.
- A ale jak .. jak ja mogłam go nie poznać?!
- Ale kogo? - Tak Louis zawsze jest nieogarnięty.
- No Carlosa!
- No przecież mówiłaś ze znamy go z ulicy..
- Oj louis znalismy go z BIG TIME RUSH! No człowieku grasz jego pisoenki w radiu a nie poznałeś go?
- Serio to był on?
- TAK! - Wtedy podeszła Klara i dała nam bo butelce wody. Poszliśmy do salonu chłonąć a Klara poszła sie umyć. Rozmawialismy z LOU o tym co dziś się stało.. i nadal nie wierzyliśmy, ze taka miła osoba jest gwiazdą. Muszę cos ze sobą zrobić, chociaż dobrze, ze nie palnęłam jakiegoś głupiego tekstu o Gwiazdeczkach, wtedy byłoby niezręcznie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak oto przedstawia sie drugi rozdział. Mam takiego lenia w wakacje, nie chciało mi sie pisać, ale obietnica to obietnica :D

Mam nadzieje, ze podobało sie. Liczę na wasze komentarze, słowa krytyki, wszytko co pomoze udoskonalić bloga ^^

Nastepny rozdział hmm? w Sobotę? Tak! Wiec do soboty ! 
                                                                                                             Pozdrowiona :*